Powiat Rzeszowski - siła inwestycji

Rzeszów – miasto gdzie deweloperzy wszytko wszystko mogą. Opinia Jolanty Kaźmierczak

Opublikowano: 2014-03-27 14:35:29, przez: admin, w kategorii: Opinie

W latach powojennych nastąpiła szybka urbanizacja Rzeszowa. Wokół niepokaźnego układu staromiejskiego kształtowała się nowa zabudowa mieszkalna, usługowa i publiczna.

Jolanta Kaźmierczak. Fot. archiwum

Jolanta Kaźmierczak. Fot. archiwum

 

Na bazie planów ogólnych miasta, powstały nowe osiedla mieszkaniowe z drogami, zielenią i terenami rekreacyjnymi. Można dyskutować na temat walorów architektonicznych i estetycznych komunistycznej zabudowy, ale nie można zarzucić decydentom z tamtego okresu braku planistycznego myślenia o rozwoju miasta.

Od przeszło 20 lat żyjemy w nowym państwie, nie obciążonym strategicznym planowaniem odgórnym. Mało tego, w 2003 roku postanowiono unieważnić obowiązujące na terenie całego kraju plany ogólne. Zaczęły się złote czasy dla agresywnej deweloperki. W tej sytuacji, deweloperzy chcą budować wszystko i wszędzie, w oparciu tylko o decyzje o warunkach zabudowy.

 

Decyzje o warunkach zabudowy wytyczają nowe możliwości zagospodarowania terenów, bez myślenia o rozwoju struktury miasta, o ładzie przestrzennym oraz o konieczności zaspakajania potrzeb mieszkańców. Decyzje wydaje prezydent i nie licząc się z nikim i niczym, oprócz pazernej grupy deweloperów. Tymczasem inne miasta, szanujące swoją przestrzeń urbanistyczną zadbały o opracowanie aktualnych miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego.

Popularne stwierdzenie w Rzeszowie to „wszystko można” zostało właśnie potwierdzone na ostatniej (25 marca 2014) sesji rady miasta Rzeszowa przez Prezydenta stwierdzeniem „że właściciel nieruchomości decyduje co chce budować”.

Gdzie więc jest planowanie przestrzenne?

Można w Rzeszowie budować bloki przy terenach zabudowy jednorodzinnej i nazywać je „małe domy wielorodzinne”, nie zapewniając ich mieszkańcom terenów parkingowych, zielonych i rekreacyjnych. Mieszkańcy przy ulicy Granicznej i Zielonej wołają o teren rekreacyjno-sportowy a Miasto pozostaje głuche.

Można zabudowywać tereny zielone i parkingi nieskończoną ilością hipermarketów i galerii handlowych. „Biznes” zarabia kasę, a miasto buduje drogi i dojazdy. Odwrotnie dzieje się w rozwiniętych krajach, tam się najpierw robi plany, następnie biznes buduje drogi i sieci, oddaje miastu, a dopiero potem może budować obiekty, na których zarabia.

 

No, ale w Rzeszowie od dawna krąży anegdota, że prezydent Ferenc kocha ptaki, a najbardziej żurawie budowlane. Jeśli ktoś obieca mu posadowienie takiego żurawia (najlepiej w jakimś dobrze widocznym miejscu – bo to znak dla wszystkich, że robota idzie), to może liczyć na bezkrytyczną miłość i wsparcie.

Dlatego w Rzeszowie można wszystko, byle pozyskać kawałek działki w centrum, wystąpić o warunki zabudowy, które zawsze się otrzymuje – zgodnie z życzeniem i „do dzieła” – rosną nam kolejne wieżowce w otoczeniu Wisłoka i Zamku, kolejne galerie rozpychają się na skrzyżowaniach, znikają kolejne tereny zielone i zalewowe nad Wisłokiem. Buduje się radośnie, jak w czasach minionej epoki, ale równocześnie bezmyślnie i bez jakiegokolwiek pomysłu na nową strukturę miasta, związaną z konkretnym danymi demograficznymi i ekonomicznymi prognozami rozwoju.

To nie miasto, a deweloper jego gusty lub bezguście kształtują dzisiejszą tkankę miasta. Jeżeli nie zahamujemy owczego pędu prezydenta do zabudowywania wszystkiego w oparciu o decyzje o warunkach zabudowy, to Rzeszów nie będzie miastem innowacji a tylko miastem urbanistycznej zapaści.

Jolanta Kaźmierczak, radna miasta Rzeszowa

Korzystamy z plików cookies i umożliwiamy zamieszczanie ich stronom trzecim. Pliki cookies ułatwiają korzystanie z naszych serwisów. Uznajemy, że kontynuując korzystanie z serwisu, wyrażasz na to zgodę.

Więcej o plikach cookies można dowiedzieć się na uruchomionej przez IAB Polska stronie: http://wszystkoociasteczkach.pl.

Zamknij