Klamka zapadła. Ceny biletów MPK Rzeszów w górę
RZESZÓW. Za najtańszy bilet trzeba będzie wkrótce zapłacić nie 4 a 5 zł.
Jednak żeby nie było! Na podwyżkę cen biletów radni zgodzili się po kilku godzinach dyskusji, którą poprzedziła prezentacja analizy obecnego stanu Miejskiego Przedsiębiorstwa Komunikacyjnego w Rzeszowie. Przedstawiła ją na sesji Rady Miasta Beata Cynkarz, wicedyrektor Zarządu Transportu Miejskiego. Oczywiście z owej analizy wynika jeden wniosek - jest kiepsko! Inaczej przecież projekt podwyżki cen biletów nie pojawiłby się w porządku obrad.
O takiej konieczności Ratusz uprzedzał od jakiegoś czasu. Na niewiele bowiem zdały się wszystkie oszczędnościowe ruchy, jakie wykonano w MPK w ostatnim czasie. To znaczy... zdały się, ale tylko trochę. Stratę udało się bowiem - póki co - zmniejszyć raptem o kilka milionów złotych. Brakuje zaś nadal kilkunastu. A wydaje się, że całkiem sporo działań przeprowadzono. Od dołożenia kilku milionów złotych z budżetu miasta po wprowadzenie przystanków na żądanie, co miało przynieść m.in. oszczędności w kosztach paliwa. Tyle tylko, że - jak przypomniał na sesji prezydent Fijołek – w kraju zmieniły się np. przepisy i teraz kierowcy muszą się zatrzymywać niemal przed każdym przejściem dla pieszych, jeśli stoją tam piesi chcący przejść przez ulicę. Zresztą, tak czy siak, oszczędności tak uzyskane to i tak kropla w morzu finansowych potrzeb MPK. Tak jak dopuszczenie do umieszczania reklam przynajmniej w niektórych autobusach.
Jak szacuje miasto, autobusowa komunikacja miejska pochłonie w tym roku nawet 120 mln zł. Kłopot w tym, że - wszystko na to wskazuje - w przyszłym roku będzie to o 20 mln więcej.
Oczywiście główna w tym „zasługa” cen paliw - od oleju napędowego, przez gaz CNG, po energię elektryczną - które w tym roku poszybowały w górę, podnosząc przy okazji koszt tzw. wozokilometra. I nie można zapominać o udziale płac pracowników, które obecnie stanowią 45 proc. kosztów funkcjonowania przewoźnika. A jak przypomniał Konrad Fijołek w MPK wrze w kwestiach płacowych i szykuje się nawet strajk (referendum ma się odbyć już w tę środę).
Prezydent tłumaczył radnym, że prace nad analizą sytuacji i poszukiwanie jakiegoś wyjścia z problemu trwały intensywnie od wielu tygodni. I choć ostatecznie stanęło na konieczności, drugiej już w tym roku, podwyżki cen biletów, to ta i tak tylko w części poprawi stan finansów przewoźnika.
Po części nakłada się na to fakt, że miasto postawiło sobie jednak również za cel utrzymanie darmowych przejazdów dla dzieci i młodzieży. Traktuje je - jak tłumaczył prezydent Fijołek - jako swoistą inwestycję w przyszłość. Gównie zaś miejskiego transportu zbiorowego. Wiadomo, czym skorupka za młodu, itd. Szkoda tylko, że nie bardzo wiadomo, ile tej młodzieży i jak często jeździ miejskimi autobusami. Nie bardzo są narzędzia, żeby to wyliczyć.
No dobrze, a o czym rzeszowscy radni tak dyskutowali przez kilka godzin? Prawdę powiedziawszy to o wszystkim i o niczym. Przez chwilę można było odnieść wrażenie, że nie chodzi tylko decyzję w sprawie podwyżki cen biletów a o rewolucję w komunikacji miejskiej. Radni PiS powrócili więc z pomysłem całorocznego biletu za 365 zł. Zastanawiano się również, czy nie warto by przeorać organizacyjnie rzeszowski ZTM, a może stworzyć jedną dużą wspólną spółkę zarządzającą transportem razem z powiatem rzeszowskim. Niegłupio by też było dodać jeszcze jeden bilet, 20-minutowy, ale za to np. za 3 zł. Pomysłów było zresztą więcej. I pewnie byłoby jeszcze więcej, bo radni za nic nie chcieli zrezygnować z wystąpień. Na szczęście w końcu udało się je przerwać.
Ostatecznie radni zagłosowali za podwyżkami. Osiemnastu z nich było za, ośmiu przeciwko.
Tyle tylko, jak uprzedził prezydent Fijołek, to raczej nie wszystko, co w najbliższych miesiącach czeka mieszkańców miasta, w tym również tych zmotoryzowanych. Prawdopodobnie ponownie pojawią się bilety strefowe na autobusy, zmianie ulegną też strefy i opłaty za parkowanie w centrum, do łask powrócą chyba buspasy.
Komunikację publiczną i rozwiązania komunikacyjne w mieście rzeczywiście czeka rewolucja. Oczywiście rozłożona na raty, ale trwająca za to dość długo.
Być może też pomysły, które rzucali radni na wtorkowej sesji Rady Miasta, nie trafią do kosza. Co prawda prezydent Fijołek poinformował, że większość z nich i tak była już rozpatrywana przez miasto, ale nad wieloma z nich trzeba się będzie pochylić raz jeszcze. Żeby wydobyć się z komunikacyjnego dołka każdy dobry pomysł będzie traktowany na poważnie.
Nawet ów bilet „365”, który póki co przynajmniej jest raczej utopią, bo jak wyliczył Konrad Fijołek, żeby teraz miał on sens finansowy, trzeba by sprzedać 400 tys. takich biletów. Co jak na 200 tys. miasto, rzeczywiście byłoby sporym wyzwaniem.