Czym jest umowa RCEP? Opinia prof. Bogdana Góralczyka
Wywiad z profesorem Bogdanem Góralczykiem na temat sytuacji w Azji, potencjalnej zmianie polityki USA oraz umowie RCEP
Szanghaj. Fot. Pixabay/CC0
Mariusz Marszałkowski/Instytut Jagielloński: Jesteśmy po wyborach prezydenckich w USA. Czy dojdzie do fundamentalnych zmian względem Chin czy Azji, kiedy Joe Biden obejmie urząd prezydenta Stanów Zjednoczonych?
Prof. Bogdan Góralczyk: Fundamentalnych zmian raczej nie należy oczekiwać. Amerykańskie elity akademickie, analityczne, a teraz polityczne zrozumiały, że w Azji wyrósł im albo nawet sami wyhodowali sobie rywala. Chiny w ostatnich latach stały się zagrożeniem egzystencjalnym dla amerykańskiej dominacji. Sama wojna handlowa nie wystarczy do pokonania Chin. Dlatego w tym sensie zmiany nie będzie, bo to jest rywalizacja strukturalna, długoterminowa. W sensie prowadzenia polityki zmiana będzie radykalna, ponieważ Donald Trump według wszystkich jego partnerów, również Chińczyków, był nieprzewidywalny. Dla odmiany Joe Biden będzie zapewne przewidywalny do bólu. Donald Trump gruntownie przebudował arenę międzynarodową. Zamienił multilateralne porozumienia, oparte na wartościach, na - jak sam mówił - „deale”, oparte na interesach. Biden natomiast będzie powracał do wartości, czyli ważne dla niego będą Tybet, Hongkong, a sprawa Tajwanu urośnie do kluczowej rangi w miesiącach po jego zaprzysiężeniu na prezydenta.
M.M: Przejdźmy zatem do Azji. 15 listopada powołano do życia Regional Comprehensive Economic Partnership, czyli porozumienie 15 państw Azji i Pacyfiku, w tym Chin, Australii i Japonii. Czym jest to porozumienie? Czy to jest azjatycka UE?
B.G.: Po kryzysie 2008 roku wyłoniła się nowa kategoria państw nazywana wschodzącymi rynkami (emerging markets), wcześniej zwana przez nas państwami Trzeciego Świata. Dominującą rolę miały wśród tych państw Chiny. Środek ciężkości świata przesunął się z Atlantyku na Pacyfik, co dostrzegła administracja Obamy, dokonując tzw. pivotu. Po pandemii koronawirusa, którą państwa azjatyckie zwalczyły, a Europa i Ameryka jeszcze nie, może dojść do kolejnego przesunięcia środka ciężkości. Regionalne Partnerstwo (RCEP) jest kolejnym dowodem tego stanu rzeczy. Jest to o tyle ważne, że jest to przedsięwzięcie będące odpowiedzią na amerykański pivot. Trump w swojej kampanii prezydenckiej w 2016 roku obiecywał zablokować ten proces i faktycznie tego dokonał. Fakt ten wykorzystały Chiny i dołączyły do innego, funkcjonującego już w regionie ugrupowania, stając się teraz jego największym i najważniejszym elementem. Porozumienie mówi o trzech wolnościach: swobodnego przepływu kapitału, usług i towaru. Szczególny nacisk kładzie się na rozwój wysokich technologii, co z naszej perspektywy trzeba będzie wnikliwie monitorować. Projekt ten nie jest analogiczny do UE, bo Wspólnota Europejska to też wspólna waluta, wspólne wartości oraz jako taki projekt polityczny, a w RCEP tego nie ma. Trzeba się jednak temu projektowi przyglądać, ponieważ pokazuje on, że procesy integracyjne zachodzą nie tylko w Europie, ale także w Azji.
M.M: Czy ten projekt ma szansę odnieść sukces? To nie pierwsza próba integracji Azji, wcześniej była między innymi Szanghajska Organizacja Współpracy.
B.G.: To wszystko będzie zależało teraz od tego, jak z pandemii i okresu powyborczego wyjdą Amerykanie i co zaproponują. Myślę, że Stany mogą spróbować podłączyć się pod Transpacyficzne Partnerstwo, TPP 2.0, z którego Trump USA wycofał. Pytanie, co zrobią Japonia i Korea. Trudno też powiedzieć, co zrobi Australia, która ekonomicznie bardzo mocno związana jest z Chinami, jednak jest to państwo o zachodnich wartościach. Wszystko zależy od tego, jak będzie silna administracja Joe Bidena.
M.M: Czy ten projekt jest zagrożeniem czy szansą dla Zachodu?
B.G.: To jest dzwonek alarmowy dla świata transatlantyckiego, czyli UE, w tym Niemiec i Francji. Emmanuel Macron wyszedł ze swoim programem dotyczącym przyszłości UE oraz międzynarodowego ładu. Zachód musi zrozumieć, że to, co się aktualnie dzieje w Azji i na Pacyfiku, wykuwa nowy światowy ład. Tam przenosi się handel, co nie jest dla nas jako Europejczyków dobrą wiadomością. Teraz do tego dołączyła walka o wysokie technologie. Nawet dla przeciętnego Kowalskiego oczywistym jest, że technologia, z której korzysta na co dzień, jest koreańska, chińska czy japońska. Do tego dochodzi technologia 5G. Wszyscy powoli rozumieją, że Azja staje się centrum świata, a przestają nim być Europa i Ameryka.
M.M: Czy ten projekt ma jakiegoś lidera? UE wykuwała swojego lidera dziesięciolecia…
B.G.: Tam oczywiście są Chiny. Największy rynek, największa gospodarka i do tego to Państwo Środka najbardziej forsowało RCEP, właśnie dlatego, że nie ma tam USA…
M.M: A jak patrzy na tę sytuację np. Japonia?
B.G.: Wszystko zależy od tego, jak Amerykanie zachowają się po zaprzysiężeniu nowej administracji. Jestem przekonany, że będzie kolejny pivot na Azję, bo Amerykanie nie mają innego wyjścia. To, co widzimy teraz, przypomina niestety nową zimną wojnę. Żeby sobie z nią poradzić, potrzeba silnego gracza, który będzie w stanie wziąć na siebie odpowiedzialność za cały region. Japonia, Korea czy Australia czekają z nadzieją na ruch Waszyngtonu.
Prof. dr hab. Bogdan Góralczyk
Dyrektor Centrum Europejskiego UW w latach 2016-2020, profesor UW. Politolog, sinolog, dyplomata, publicysta. W latach 2003-2008 ambasador RP w Królestwie Tajlandii, Republice Filipin i Związku Myanmar (d. Birma). Wcześniej, w latach 1991-98 przebywał na placówce dyplomatycznej na Węgrzech. Był też szefem Gabinetu ministra SZ RP. Specjalizacja: współczesne stosunki międzynarodowe, w tym szczególnie globalizacja i wyzwania globalne, Chiny, Azja Wschodnia i Południowo-Wschodnia na arenie międzynarodowej, pozycja międzynarodowa UE i integracja europejska, problematyka węgierska
.