Powiat Rzeszowski - siła inwestycji

Tereny nad Wisłokiem w Rzeszowie: Rada Miasta nie ma pewności czy przyjęła dwie uchwały

Opublikowano: 2020-03-10 10:20:33, przez: admin, w kategorii: Samorządy

RZESZÓW. Problem można by sparafrazować chyba tak: „Kworum. Nie kworum. Oto jest pytanie...”

Teren nad Wisłokiem w okolicach Mostu Karpackiego (tzw. zapory). Na pierwszym planie Przestrzeń Kwadratowa

Teren nad Wisłokiem w okolicach Mostu Karpackiego (tzw. zapory). Na pierwszym planie Przestrzeń Kwadratowa

 

Jednak po kolei. Pierwsza z wtorkowych nadzwyczajnych sesji Rady Miasta (bo były dwie) zwołana została na wniosek radnych klubu Prawa i Sprawiedliwości. Wprowadzili oni pod obrady dwa projekty uchwał, dotyczących - mówiąc oględnie - zagospodarowania terenu nad Wisłokiem, po stronie osiedla Nowe Miasto, na odcinku od Mostu Karpackiego do Zamkowego.

 

Na przeszło przyszło także kilkudziesięciu mieszkańców i działaczy osiedlowych, opowiadających się za pozostawieniem nad Wisłokiem od strony ulicy Podwisłocze i osiedla Nowe Miasta terenów zielonych.

 

Co prawda oba projekty były raczej z rodzaju tych „intencjonalnych”, „apelujących do prezydenta miasta o podjęcie odpowiednich działań” i ich przyjęcie nie niosło za sobą konkretnych skutków. Radnym PiS chodziło - jak mówili – o poważną rozmowę na sesji na temat koncepcji sensownego zagospodarowania tego terenu, znalezieniu odpowiedniego balansu pomiędzy ewentualną jego zabudową i stworzeniu tam ogólnodostępnej zorganizowanej miejskiej zieleni. Radnych miało zaniepokoić wydawanie przez miasto na tym terenie wz-ki za wz-ką (warunków zabudowy) dla deweloperów, a do budowy swoich obiektów szykować ma się tam już sześciu inwestorów.

 

- Oddajmy nabrzeże mieszkańcom - apelował do radnych Marcin Fijołek, szef klubu PiS, prosząc jednocześnie, aby do dyskusji nie mieszać polityki.

 

W dyskusji głos zabrali prawie wszyscy radni Prawa i Sprawiedliwości.

 

Z kolei radny Sławomir Gołąb z Rozwoju Rzeszowa (jeden z nielicznych zabierających głos z tej strony sali) przyznawał, że w gruncie rzeczy na problemowym terenie wszystko jest już „pozamiatane” i wypada jedynie zaapelować do deweloperów o szacunek dla miasta i jego planów, aby na tym odcinku nabrzeża Wisłoka pozostawili oni jak najwięcej miejsca na zagospodarowanie zieleni (np. 100 m pas od rzeki do terenu inwestycji).

 

Inni, jak np. Robert Kultys z klubu PiS, uważali że to od miasta i postawy jego władz zależy podjęcie takich działań, które nie doprowadzą do urbanistycznego chaosu w tej części miasta.

 

Andrzej Dec, przewodniczący Rady Miasta (klub Platformy Obywatelskiej), zaproponował z kolei, aby do treści jednego z projektów uchwał wprowadzić poprawkę. Tu oparł się na dwóch wyrokach w podobnych sprawach Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Łodzi i Naczelnego Sądu Administracyjnego, które orzekły, że w przypadku sporu na linii samorząd prywatni inwestorzy, kiedy w grę wchodzi tzw. przestrzeń publiczna, miasto ma prawo, a nawet obowiązek zawiesić wszystkie wnioski o „wz” (warunki zabudowy) do czasu uchwalenie planu na ten teren. A właściwie podobna sytuacja ma miejsce właśnie w Rzeszowie na omawianym odcinku nabrzeża Wisłoka.

 

Konrad Fijołek, wiceprzewodniczący Rady Miasta z Rozwoju Rzeszowa, postanowił chyba wprowadzić do dyskusji nieco temperatury. Poddał w wątpliwość dobre intencje radnych PiS, którzy wnieśli pod obrady oba projekty uchwał. Fakt wydawania przez miasto „wuzetek” na tym terenie, jego zdaniem, zostało umożliwione – jego zdaniem - przez Państwowe Gospodarstwo „Wody Polskie” (podmiot zarządzający ciekami). Podkreślił, że instytucja ta „zarządzana jest przez PiS”, a .

 

Dodał, że klub Rozwój Rzeszowa nie będzie głosował uchwały, którą w podobnej treści Rada Miasta przyjęła już w sierpniu 2018 r. Skoro przyjęcie tamtej nie odniosło specjalnego skutku, to trudno spodziewać się, że tym razem nagle stanie się inaczej. Za wiarę w to skrytykował Roberta Kultysa tak przy okazji Marcina Fijołka, który pokusił się w swej wcześniejszej wypowiedzi do określenia członków swojego klubu jako „ambasadorów zieleni”.

 

Po ogłoszonej przerwie (drugiej już), na wniosek radnych klubu PiS, okazało się, że zmianę proponowaną przez Andrzeja Deca wpisali oni do projektu pierwszej z uchwał jako swoją autopoprawkę. Takiej zmiany w treści projektu Rada Miasta nie musiała przegłosowywać. Przystąpiono więc do głosowania całego projektu. Wcześniej Sławomir Gołąb wycofał swój wniosek.

 

I tu dochodzimy do owego: „Kworum. Nie kworum. Oto jest pytanie”. Radni Rozwoju Rzeszowa rzeczywiście nie wzięli udziału w głosowaniu (nim doszło do głosowania, radni proprezydenckiego klubu pytali Konrada Fijołka jak głosować). Na tablicy pojawił się wynik: za przyjęciem projektu 13, przeciw 0, wstrzymujących się 0. Chwilę później z takim samym rezultatem zakończyło się głosowanie drugiego projektu.

 

Andrzej Dec orzekł więc, że oba projekty w głosowaniu przepadły. Nie zgodził się z tym radny Kultys, który powołał się na statutowy zapis, że przecież uchwały podejmowane są zwykłą większością głosów w obecności co najmniej połowy składu rady. Jego zdaniem projekty w głosowaniu przeszły, bo może i radni Rozwoju Rzeszowa nie głosowali, ale przecież na sesji byli. Obecna na sali Janina Załuska, szefowa służb prawnych Urzędu Miasta przyznała, że coś może być tu na rzeczy, ale musi jednak dokładniej sprawdzić w odpowiednich przepisach. Odpowiedź da na następnej sesji.

 

I wydawało się, że dyskusja rozpocznie się ponownie i radni rzucą się w wir rozważań na temat kworum, ale temat skutecznie zamknął Andrzej Dec. Stwierdził, że i tak radni wkrótce dowiedzą się, jak to z tym kworum-nie kworum jest. Osądzą to prawnicy wojewody.

 

ab

Korzystamy z plików cookies i umożliwiamy zamieszczanie ich stronom trzecim. Pliki cookies ułatwiają korzystanie z naszych serwisów. Uznajemy, że kontynuując korzystanie z serwisu, wyrażasz na to zgodę.

Więcej o plikach cookies można dowiedzieć się na uruchomionej przez IAB Polska stronie: http://wszystkoociasteczkach.pl.

Zamknij