Prezentacja makiety PZL.37 Łoś - zobacz zdjęcia
MIELEC. Dokładna replika przedwojennego bombowca prezentowana jest w PZL Mielec.
W Polskich Zakładach Lotniczych w Mielcu (część koncernu Sikorsky i grupy United Technologies Corporations) pokazany został model bombowca PZL.37 Łoś. Dzisiejsza prezentacja stała się uroczystością wojskowo-patriotyczną. Meldunek od kompanii honorowej odebrał pułkownik Krzysztof Baranowski, zastępca dowódcy 42. Bazy Lotnictwa Szkolnego w Radomiu. Był Mazurek Dąbrowskiego i wciągniecie flagi na maszt. Prezentację poprowadził Andrzej Tułowiecki z Wydziału Promocji Muzeum Wojska Polskiego w Warszawie.
Zrekonstruowany Łoś został przez pracowników PZL Mielec w sobotę (29 września) przy dźwiękach „Marszu Lotników” wyprowadzony z tej samej hali, w której produkowany był w 1939 roku.
Nad plac, na którym prezentowano PZL37 Łosia przyleciał też Black Hawk czyli najnowsza produkcja mieleckich zakładów oraz TS 8 Bies, produkowany w latach 1957-1960.
- Model Łosia to pomnik ku czci polskich pilotów, konstruktorów, mechaników, ale także hołd wobec twórców Centralnego Okręgu Przemysłowego – mówił Janusz Zakręcki, prezes PZL Mielec. - Gdyby nie ich śmiałe decyzje podjęte w połowie lat 30-tych ubiegłego wieku, dziś w Mielcu nie produkowalibyśmy nowoczesnych śmigłowców i samolotów. Nie powstała by też w naszym regionie Dolina Lotnicza.
Samo przygotowanie projektu zajęło pół roku, a przygotowanie całej repliki prawie dwa lata. Konstruktorzy poświęcili temu swój prywatny czas. Pracę wspierała też fabryka.
Konstruktorzy najpierw myśleli o modelu komputerowym, potem o modelu w skali 1:4
– Gdy powiedzieliśmy o tym prezesowi, to stwierdził, że albo w sali 1:1, albo w ogóle – mówią Jakub Skrzypek i Kazimierz Nowakowski. – Po kilkudniowym zastanowieniu się, zgodziliśmy się.
Pracowali po godzinach w wolnym czasie. W sumie poświęcli około 5 tys. godzin. Nie było łatwo, bo nie udało się odnaleźć dokumentacji i nie wiadomo, czy w ogóle się zachowała. Ale opłaciło, się bo efekt jest imponujący. Do budowy modelu zużyto 5 ton aluminium i prawie tonę stali, 20 tys. nitów, 400 metrów kwadratowych blachy na poszycie oraz 70 litrów farby. Rozpiętość skrzydeł to prawie 17 m, długość 13 m, wysokość niemal 5 m, waga ok. 6 ton.
- Model jest oddany w 95 procentach - mówi Jakub Skrzypek. - Trudne było np. wykonanie kosntrukcji nosnej kadłuba.
Pracownicy PZL nie chcieli mówić o kosztach - to tajemnica firmy.
Zrekonstruowana maszyna ma kolory takie jak wtedy używano. Częśc górna pomalowana jest na kolor przypominający khaki, a dół na srebrzysto-szary. A zatem nie na kolory zielony i błękitny jak czasem piszą historycy. Samolot nie ma jednak silnika, nie może nawet kołować.
- Ta makieta przywraca nam pamięć o II Rzeczpospolitej, która zerwała ze zgubną tradycją kupowania sprzętu wojskowego zagranicą – mówi Wojciech Krajewski z Muzeum Wojska Polskiego. – Pod koniec lat 30. Polska była w stanie wyprodukować bombowiec porównywalny z brytyjskimi i niemieckimi.
Łoś przypomina tez lotników, konstruktorów, pracowników przemysłu lotniczego, którzy pracowali dla Polski, często oddając życie.
- Każde muzeum byłoby zachwycone taką kopią, z takim wykonanie – podsumował kustosz.
Równocześnie prezentowana jest wystawa szczątków Łosia (wersja PZL 37 B) z 16 Eskadry Brygady Bombowej, odnalezionych w 2011 roku pod Wólką Radzymińską. Zobaczyć można m.in. elementy silnika PZL Bristol Pegasus, fragmenty uzbrojenia, itd.
W niedzielę w godz. 10-14 model będzie prezentowany wszystkim chętnym. Wejście bramą nr 6, od strony firmy Tarapata.
Adam Cyło