RZESZÓW. W niedzielę ponownie zorganizowali protest na swojej ulicy. Raz jeszcze zaprosili TVP Info.
Wśród uczestników byli wiceporezydent Marek Ustrobiński i radny Tomasz Kamiński. Fot. Andrzej Baran
Tak jak kilka miesięcy temu, kiedy w programie na żywo, wyrażali oburzenie na administracyjne postępowanie miasta i przedstawiali swoje argumenty.
W skrócie. Na wzgórzach ponad ich ulicą (pełną domków jednorodzinnych i szeregówek), miasto prywatnym inwestorom wydaje warunki zabudowy, tzw. „wz”, „wuzetka” „wz-etka”, którzy chcą zbudować tam w sumie kilkanaście bloków. Niektóre o wysokości nawet 28 m. Działki na tym terenie miasto swego czasu przejęło od prywatnych właścicieli. Pierwotnie miał tam powstać cmentarz. Nie powstał. Potem był pomysł na tzw. mini zoo. Też nie wyszło. Działki zaczęły więc wracać do ich wcześniejszych właścicieli. Później trafiły w ręce prywatnych inwestorów a ci rozpoczęli administracyjną procedurę ich zabudowy. Właśnie miniosiedlem bloków. Miasto zaczęło więc wydawać inwestorom warunki zabudowy. Owe „wz” oprotestowują mieszkańcy ulicy (są przeciwko budowie bloków a nie zabudowie w ogóle) którzy dla większej skuteczności stworzyli nawet swoje stowarzyszenie „Spacerówka”. Dwie „wz” udało im się zablokować w Samorządowym Kolegium Odwoławczym. „Wuzetkowa” procedura trwa jednak nadal. Miasto wydało inwestorom kolejne „wz”. Co więcej, ostatnio teren ewentualnej przyszłej zabudowy został przez inwestorów zaorany i odgrodzony.
Na niedzielny protest, przed kamery telewizyjne, ze strony Ratusza pojawił się Marek Ustrobiński, wiceprezydent Rzeszowa. Było też kilku radnych - ze strony „Rozwoju Rzeszowa” Tomasz Kamiński i Mirosław Kwaśniak, ze strony klubu Prawa i Sprawiedliwości Marcin Fijołek i Jerzy Jęczmienionka. Były też dwie przyszłe inwestorki, ze swoim pełnomocnikiem prawnym.
Raz jeszcze mieszkańcy przedstawili swoje argumenty przeciwko budowie tam bloków, m.in. bardzo wąska ulica, brak uzbrojenia tamtego terenu chociażby w kanalizację (przy większych opadach woda ze wzgórza już spływa pod ich domy). Mieszkańcy boją się, że tak duża inwestycja (same roboty budowlane i wjazd ciężkiego sprzętu) mogą zagrozić stanowi ich domów. I kto wie, czy nie najważniejszy merytoryczny zarzut, brak miejscowego planu zagospodarowania przestrzennego tamtego terenu. A ten można było zrobić już dawno temu. I wiadomo by było co tam ma być, co można zbudować i jak zagospodarować cały obszar. A tak, co chwilę pojawiają się jakieś nowe koncepcje i pomysły na plany.
Niby już np. (m.in. po naciskach mieszkańców) kilka lat temu Rada Miasta podjęła uchwałę o stworzeniu takiego planu dla tamtego terenu. Miałby pozostać terenem zielonym. Planu jednak nadal nie ma. I każdy ciągnie w swoją stronę.
A miasto w całym tym zamieszaniu cały czas próbuje schodzić z linii strzału. Marek Ustrobiński i wczoraj powtarzał to co zawsze. Takie jest prawo. Ktoś ma działkę. Prosi o wydanie warunków zabudowy, to miasto taki dokument musi mu wydać. Koniec kropka. Nawet przedstawicielki inwestorów dziwiły się wczoraj, dlaczego mieszkańcy mają tu pretensje akurat do miasta. Wiceprezydent wtrącił wówczas jeszcze, że w „wz” są m.in. określone wymogi przyszłej ewentualnej inwestycji - odpowiednia droga, kanalizacja, itd. Czyli w pewnym sensie recepta na obecne bolączki mieszkańców ulicy. Poza tym „wz”, to jeszcze nie pozwolenie na budowę.
Tak czy siak, obojętnie z której strony nie spojrzeć na problem, wszystko znów zatrzymywało się na miejscowym planie zagospodarowania przestrzennego. Ba, nagle już nie tylko dla tamtych terenów, ale wręcz dla całego miasta!
I tu chyba wszystkich zaskoczył radny Tomasz Kamiński, który oświadczył, że już wkrótce miasto do sporządzania takich planów przystąpi. Zaskoczył tym jednak chyba także siebie, bo nie bardzo potrafił sprecyzować choćby w przybliżeniu owego „wkrótce”. Obecni mieszkańcy chyba stwierdzili, że radny „powiedział, co wiedział”, bo skwitowali jego słowa lekkim rechotem.
Do deklaracji Kamińskiego odniósł się z kolei Marcin Fijołek, który powiedział, że „pozostaje trzymać za słowo Rozwój Rzeszowa”. Choć przy okazji zwrócił uwagę, że wie „z doświadczeń poprzedniej kadencji, że im większy obszar planu, tym dłużej jego uchwalenie trwa”. Marek Ustrobiński przypomniał przy okazji, że Rzeszów co roku przyłącza nowe tereny a tam też takich planów nie ma. A tak w ogóle, miasto mieści się w środku stawki w Polsce, jeśli chodzi o procentowy udział miejscowych planów zagospodarowania przestrzennego.
Tak oto, z problemu ul. Spacerowej dyskusja doszła do całościowej wizji przestrzennego rozwoju miasta.
I… „Dziękujemy państwu. To był program…” Wyłączamy kamery i zwijamy kable.
ab