Sanok spróbuje ożywić Zielony Rynek na Posadzie
SANOK. Kilka lat temu jego powstanie skończyło się, jak swego czasu w Rzeszowie targowisko przy ul. Wyspiańskiego. Nie było zainteresowanie klientów.
A plany oczywiście były szlachetne. Chodziło o ucywilizowanie drobnego handlu. Pierwotny projekt zakładał, iż większa część bazaru zostanie przeznaczona na potrzeby handlu owocami i warzywami.
I zbudowano targowisko jak z obrazka. Zadaszone, z 78 boksami zamykanymi roletami, które w razie potrzeby można łączyć. Do tego alejki z kostki, toaleta, prąd i co tam potrzeba.
Inwestycja kosztowała prawie 3 mln zł. Milion udało się wyciągnąć z Programu Rozwoju Obszarów Wiejskich. I trochę niechcący, właśnie owa dotacja stała się gwoździem do trumny inwestycji.
Bo pomysł nie chwycił. Z roku na rok bazar pustoszał a handlowcy wynosili się na inne targowiska. Wśród boksów zaczął hulać wiatr. Miasto próbowało nawet oddawać boksy za przysłowiową złotówkę, żeby tylko coś się tam działo. Nic z tego. Tymczasem fakt, że inwestycja powstała m.in. dzięki dotacji oznaczał, że przez pięć lat nic tam nie można było zmienić. Wdrożyć w życie jakieś pomysły, które ożywiłyby handel.
Na szczęście tzw. okres trwałości projektu właśnie się skończył. Na ratunek Zielonemu Rynkowi ruszył nowy prezydent miasta Tomasz Matuszewski. Zaczął spotykać się z handlowcami, słuchać ich propozycji, przedstawiać swoje pomysły. Rozmawiali w tym roku już dwa razy. Powstało nawet ponoć kilka koncepcji ożywienia bazaru. Wygląda na to, że może jeszcze nie wszystko stracone. Wkrótce na bazarze być może nie tylko będzie można kupić jabłka i marchew, ale także - jak chcieliby handlowcy - inne popularne artykuły, na które po prostu jest zapotrzebowanie, np. nawet meble.