Powiat Rzeszowski - siła inwestycji

Jak zwiększyć opłacalności produkcji trzody chlewnej?

Opublikowano: 2018-03-27 09:06:58, przez: admin, w kategorii: Rolnictwo

Wirus ASF, czyli afrykański pomór świń, niska opłacalność produkcji trzody chlewnej i uzależnienie krajowego rynku od europejskich cen – to główne problemy, z którymi borykają się dziś polscy hodowcy.

Fot. Pixabay/CC0

Fot. Pixabay/CC0

 

– Problemów w hodowli trzody chlewnej jest dziś kilka, jednym z najważniejszych jest ASF, który rozprzestrzenia się na terenie kraju. Linia Wisły została przekroczona, w związku z tym należy oczekiwać, że ASF będzie się przesuwał w kierunku zachodnim. Problemem jest też niska opłacalność produkcji, która wynika przede wszystkim ze skali. Skala determinuje to, jak dalece opłacalna jest hodowla – mówi Jacek Jagiełłowicz, prezes Agro Gobarto (Grupa Cedrob).

 

Afrykański pomór świń, czyli wirus ASF, pojawił się w Polsce w lutym 2014 roku. Od tego momentu stwierdzono ponad 1,6 tys. przypadków tej choroby u dzików i 108 ognisk wśród świń. Walka z wirusem kosztowała gospodarkę ponad 140 mln zł. Jak podaje Główny Inspektorat Weterynarii, ASF powoduje duże straty ekonomiczne w przemyśle mięsnym oraz hodowli powodowane upadkami świń, kosztami likwidacji ognisk choroby, a także wstrzymaniem obrotu i eksportu świń, mięsa wieprzowego oraz produktów pozyskiwanych od świń.

 

– Trendy cenowe wynikają z tego, co dzieje się dzisiaj w Chinach, USA, krajach Ameryki Łacińskiej i Europie. Ostatnie dwa lata to bardzo dobra koniunktura, spowodowana m.in. tym, że rynek chiński potrzebował bardzo dużo wieprzowiny, a Europa była jednym z liderów dostaw wieprzowiny na rynek chiński – mówi Jacek Jagiełłowicz.

 

Głównym kierunkiem eksportu polskiego mięsa jest w tej chwili głównie Europa Zachodnia, Kanada i Chile. Ze względu na rozprzestrzenianie się wirusa ASF polscy producenci zostali wykluczeni z dużych i dochodowych, czołowych rynków azjatyckich takich jak Chiny, Japonia i Korea.

 

Bioasekuracja jest jednym z najważniejszych narzędzi w walce z wirusem. Obejmuje ona szereg działań, które mają zminimalizować możliwości wprowadzenia i szerzenia się czynników zakaźnych w obrębie gospodarstwa i poza nim.

 

– W bioasekuracji zewnętrznej osoby postronne nie mogą wchodzić do strefy czystej, samochody nie mogą wjeżdżać na teren fermy. W wewnętrznej świętą zasadą jest: „całe pomieszczenie pełne, całe pomieszczenie puste”. Chodzi o to, by nie było możliwości przeniesienia czynników zakaźnych z jednej grupy na drugą. Przykładowo, hodujemy zwierzęta na warchlakarni, następnie opróżniamy to pomieszczenie, myjemy, dezynfekujemy i dopiero potem wprowadzamy zwierzęta z innej grupy. Ważne jest, żeby osoba zajmująca się zwierzętami, przechodząc między pomieszczeniami, miała czyste obuwie czy ubranie, bo nie przestrzegając tej zasady, może ona przenieść te czynniki zakaźne – wyjaśnia dr Artur Jabłoński, adiunkt w Zakładzie Chorób Świń Instytutu Weterynarii w Puławach.

 

W związku z afrykańskim pomorem świń w lutym zaostrzone przepisy dotyczące bioasekuracji zostały rozszerzone na teren całego kraju decyzją Ministerstwa Rolnictwa i Rozwoju Wsi. Na hodowców świń nowe przepisy nakładają szereg wymogów i nakazów, a bioasekuracja wzbudziła wiele emocji zwłaszcza w mniejszych gospodarstwach, dla których wiążę się ona z dodatkowymi kosztami.

 

Jednak ekspert Zakładu Chorób Świń Instytutu Weterynarii w Puławach podkreśla, że bioasekuracja wewnętrzna ma fundamentalne znaczenie nie tylko w związku z ASF. Jest kluczowa także dla rentowności produkcji i od niej zależy, jak tanio produkowane są tuczniki. Jeżeli hodowane są tak, aby nie mogły zarażać się od innych zwierząt, to rzadziej chorują, a rolnik nie ponosi związanych z tym kosztów leczenia.

 

– Bioasekuracja wewnętrzna ma zasadnicze znaczenie dla rentowności produkcji i tak naprawdę istotnie zmniejsza jej koszty. Dzięki temu więcej zostaje hodowcy w kieszeni. Każda złotówka wydana na środki zwiększające poziom bioasekuracji zwraca się wielokrotnie. Nas, hodowców, lekarzy, nie stać na to, żeby zwierzęta leczyć. Kiedy są leczone, hodowca notuje ogromne straty. My bioasekurujemy po to, żeby je szybko hodować, żeby przyrastały i by nie miały problemów ze śmiertelnością – mówi Artur Jabłoński.

 

Prezes Agro Gobarto ocenia, że profesjonalizacja polskich gospodarstw i odpowiednia skala produkcji są niezbędne, żeby uczynić ją bardziej opłacalną. W tej chwili polskie gospodarstwa rolne utrzymujące trzodę chlewną są jednymi z najbardziej rozdrobnionych w Europie. Około 172 tys. gospodarstw utrzymuje ok. 12 mln sztuk trzody, podczas gdy Niemcy utrzymują 25 milionów świń w niespełna 22 tys. gospodarstw.

 

– Widzimy, jak duża jest różnica. To odbija się również na poziomie produkcji – widzimy, na jakim poziomie produkują Niemcy, Duńczycy, Hiszpanie, a na jakim my. My, a także inne duże podmioty, produkujemy bardzo dobrze, niestety – średnia krajowa pozostawia wiele do życzenia. Dlatego powinniśmy edukować rolników. Hodowla musi być bardziej profesjonalna, a fermy czy gospodarstwa rolne powinny być lepiej zorganizowane i zarządzane – mówi Jacek Jagiełłowicz.

 

Newseria Biznes

 

 

Korzystamy z plików cookies i umożliwiamy zamieszczanie ich stronom trzecim. Pliki cookies ułatwiają korzystanie z naszych serwisów. Uznajemy, że kontynuując korzystanie z serwisu, wyrażasz na to zgodę.

Więcej o plikach cookies można dowiedzieć się na uruchomionej przez IAB Polska stronie: http://wszystkoociasteczkach.pl.

Zamknij