Charytatywni podatnicy - felieton Jakuba Sieradzkiego
Jako naród jesteśmy wielkimi altruistami. Choć nie mamy wiele, zawsze dzielimy się z tymi, którzy są bardziej potrzebujący od nas. Ot, choćby Wielka Orkiestra Świątecznej Pomocy, jałmużna Wielkopostna czy smsy na operacje dla chorych dzieci. Nasza dobroduszność idzie niestety o krok dalej. Polski obywatel bezinteresownie dzieli się swoimi pieniędzmi z... państwem.
Jakub Sieradzki, Instytut Badań i Analiza Finansowych
Milton Friedman mawiał, że zawsze i w każdych okolicznościach należy obniżać podatki. Nie ma bowiem nic bardziej deprawującego władzę niż wysokie przychody. Odnosząc to do polskiego systemu podatkowego można zauważyć, że nie jest to twierdzenie bezpodstawne. Im więcej państwo chce nam „zapewnić”, tym gorzej to wychodzi.
W Szwecji, gdzie jakość usług publicznych jest jedną z najwyższych na świecie, w latach dziewięćdziesiątych XX wieku podjęto radykalne reformy gospodarcze. Wprowadzono m.in. zakaz podwyższania podatków lokalnych (zresztą w parze z podatkami centralnymi), głęboką decentralizację, a także ograniczenie personelu administracji. Reformy, które wydawały się nie iść w parze z ideą modelu szwedzkiego, spowodowały podniesienie standardu usług publicznych i powolny, acz trwały rozwój gospodarczy. Przeciętny Szwed wysoko ocenia szwedzką administrację, ale trzeba dodać, że jest niezwykle wymagający i surowy dla swoich urzędników. Jak to się dzieje, że Pan Johansson płacąc mniej dostaje więcej? Na pewno nie uiszcza podatków bezinteresownie.
W polskim systemie fiskalnym podatki cechuje między innymi bezzwrotność i nieekwiwalentność. Pierwsza właściwość oznacza, że podatek nie ma charakteru pożyczki udzielonej przez podatnika państwu, druga, iż za podatkiem nie kryje się żadne świadczenie państwa na rzecz podatnika. Obie te cechy przewrotnie oznaczają jednak, że spełniając przymus podatkowy powinniśmy oczekiwać od państwa pewnych „usług”. Skoro spodziewamy się, że w zamian za płacone podatki (dla uproszczenia jako podatek przyjmijmy składki odprowadzane do ZUS) będziemy otrzymywać „usługi” – między innymi z zakresu wymiaru sprawiedliwości, ochrony porządku publicznego, służby zdrowia, zabezpieczenia z tytułu przejścia na emeryturę, edukacji – to dlaczego nie dbamy o ich jakość? W tej specyficznej wymianie nie zachowujemy się jak wymagający klienci, ale jak darczyńcy, których nie obchodzi to, co stanie się z ich „ofiarą”. Jakość oferowanych przez państwo usług jest marna, często musimy na nie długo czekać, a na dodatek ich ceny ciągle rosną (nie wspominając, że niektórych usług możemy po prostu nie dostać). Taka sytuacja jest niezrozumiała i w relacji konsumenta z przedsiębiorcą wręcz niewyobrażalna. Logicznie rzecz ujmując płacimy podatki, aby zaspokoić własne sumienie i przymus podatkowy, wykazując się przy tym dużą dozą bezinteresowności.
Rodzima „dobroduszność” powinna jednak spotkać się z rozumem i skłonić do refleksji, czy taki system miłosierdzia się sprawdza. Płacąc daninę oczekujmy wysokich standardów! Nie ma tu bowiem miejsca na charytatywność.
Jakub Sieradzki, pracownik Instytutu Badań i Analiz Finansowych WSIiZ w Rzeszowie