Powstanie Urząd Bezpieczeństwa Żywności
KRAJ. Nad szczegółami pracuje już specjalna podkomisja powołana w sejmowej Komisji Rolnictwa i Rozwoju Wsi.
Fot. Pixabay/CC0
Nowa instytucja miałaby powstać przez konsolidację pięciu istniejących jednostek kontrolnych - czterech podlegających Ministerstwu Rolnictwa i jednej, nad którą pieczę sprawuje Ministerstwo Zdrowia. W tym pierwszym przypadku chodzi o Państwową Inspekcję Weterynaryjną, Państwową Inspekcję Ochrony Roślin i Nasiennictwa, Państwową Inspekcję Handlową i Państwowy Inspektorat Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych. Ministerstwu Zdrowia podlega z kolei Państwowa Inspekcja Sanitarna.
- Urząd miałby zacząć funkcjonować od stycznia 2018 roku - mówi Mieczysław Miazga, podkarpacki poseł Prawa i Sprawiedliwości i zarazem członek sejmowej podkomisji - Niby to dużo czasu, ale rzecz jest bardzo skomplikowana.
Jak dodaje poseł, wszystkie organizacje branżowe i związkowe, o potrzebie stworzenia takiego urzędu mówią jednym głosem i ponad politycznymi podziałami. Podobne plany miał mieć zresztą i poprzedni rząd. Jednak się nie udało.
Do tej pory odbyły się dwa spotkania podkomisji. Najpierw do końca czerwca ma powstać wstępny plan, jak w ogóle zabrać się do tworzenia nowej instytucji. Później mają się zacząć bardziej konkretne prace.
- Na dziś mogę powiedzieć, że te instytucje, podległe Ministerstwu Rolnictwa są zgodne co do potrzeby takiej konsolidacji - mówi Mieczysław Miazga - Bokiem stoi natomiast Państwowa Inspekcja Sanitarna. Twierdzi, że to jest zły pomysł.
Poseł wierzy, że PIS się jednak przełamie i włączy się do prac nad tworzeniem nowego urzędu. Tym bardziej, że Prawo i Sprawiedliwość jego powołanie wpisało jeszcze w kampanii wyborczej do swojego programu. I raczej nie popuści.
Co miałoby przynieść powołanie Urzędu Bezpieczeństwa Żywności? Przede wszystkim wzrost efektywności kontroli i większą ich racjonalność.
- Kompetencje instytucji kontrolnych często się pokrywają - zauważa Mieczysław Miazga - Pojawiają się na kontrolach w firmach jedna za drugą. A istnieją takie obszary, czarne dziury, że gdzieniegdzie kontroli nie ma prawie wcale.
Zdaniem posła, taką czarną dziurą są np. kontrole w hipermarketach.
- Inspektorom trudno tam wejść. Tym bardziej, że wiedzą oni, że hipermarkety mają armię prawników - mówi Miazga - Pojedynczy inspektor czasem nawet boi się tam jechać.
Dodatkowo, powołanie jednej instytucji kontrolnej, miałoby przynieść budżetowi państwa spore oszczędności.