Już za cztery lata może zabraknąć prądu
W miesiącach jesienno-zimowych 2020 r. w Polsce może wystąpić niedobór rezerw mocy w systemie energetycznym - wynika z raportu operatora systemu przesyłowego Polskich Sieci Elektroenergetycznych (PSE).
Fot. Pixabay/CC0
Aby zapewnić w Polsce bezpieczne dostawy energii, trzeba terminowo oddać wszystkie budowane i planowane bloki energetyczne, a do tego utrzymać eksploatację istniejących źródeł o mocy w sumie ok. 5,8 GW - podkreśliły PSE.
Raport - jak podały PSE - powstał w oparciu o ankiety przeprowadzone między styczniem a marcem 2016 r. wśród przedsiębiorstw energetycznych i inwestorów planujących budowę nowych bloków. Pytano przede wszystkim o wpływ na nowe inwestycje unijnych regulacji wprowadzających nowe standardy emisyjne - tzw. konkluzje BAT (Best Available Technology).
Są one ostrzejsze niż obowiązujące od 1 stycznia 2016 r.; dotyczą większej niż dotąd liczby zanieczyszczeń, zaostrzają normy emisji SO2, NOx (tlenków azotu) i pyłów. Zaczną obowiązywać po czterech latach od decyzji KE o ich zastosowaniu. Przewidywana data publikacji to albo początek 2017 r., albo koniec 2016 r.
Raport przygotowano w oparciu o dwa scenariusze. Pierwszy - modernizacyjny BAT, czyli taki, w którym firmy energetyczne dostosują się do ostrzejszych norm wynikających z konkluzji BAT - co oznacza, że będą one mogły dłużej pracować. W drugim scenariuszu firmy zdecydują się na wycofanie starych jednostek, by nie wydawać pieniędzy na ich modernizację.
Jak wynika z raportu, w przypadku pierwszego scenariusza całkowite zapotrzebowanie na nowe zdolności wytwórcze do 2035 r. wyniesie ok. 23 GW, a w przypadku scenariusza drugiego całkowite zapotrzebowanie na nowe zdolności wytwórcze do 2035 r. wyniesie ok. 30 GW.
Według pierwszego scenariusza do 2020 r. z systemu zostaną wycofane tzw. jednostki centralnie dysponowane o mocy prawie 3 GW, natomiast w drugim scenariuszu będzie to ponad 6,6 GW. Według danych przedstawionych przez PSE w przypadku scenariusza modernizacyjnego do 2035 r. z systemu zostanie wycofane około 14 GW mocy, a w scenariuszu wycofań prawie 21 GW.
- Raport pokazuje to, co wiadomo już od dawna, że w Polsce powstaje za mało mocy energetycznych, które operator może brać pod uwagę jako pewne w systemie - powiedział ekspert prawny branżowego portalu wysokienapiecie.pl Bartłomiej Derski. Zwrócił jednak uwagę, że PSE w swych wyliczeniach wzięły pod uwagę jedynie krajowe jednostki wytwórcze.
Do ok. 2020 r. w Polsce - jego zdaniem - rozwiną się możliwości importowe.
- Mamy już 500 MW na kierunku z Litwą, kolejne 600 ze Szwecją, 200 MW z Ukrainy, zapewne już tego lata będą dostępne połączenia z Niemcami - wyliczał Derski.
Jak dodał, z potrzebnych 5,8 GW wiele się już buduje: np. w Kozienicach powstaje blok o mocy ponad 1000 MW, w Turowie - 460 MW, w Opolu łącznie 1800 MW (dwa bloki po 900 MW), Jaworznie 900 MW.
Derski wskazał, że problemem są obecne warunki rynkowe, w jakich działają spółki energetyczne. Według danych, jakie podała w swym najnowszym raporcie firma doradcza PWC, rentowność polskiego segmentu wytwarzania konwencjonalnego znacznie spadła.
- Obecny poziom zysku operacyjnego EBIT dla czterech największych polskich grup energetycznych - PGE, Enea, Tauron, Energa - w dużej mierze z powodu trwałej utraty wartości aktywów osiągnął poziom poniżej 10 mld zł - napisała PWC.
PWC podkreśliła, że to nie tylko polski problem; mają go też wielkie międzynarodowe koncerny działające w sektorze energii konwencjonalnej, które coraz częściej myślą o wycofaniu się z niej ze względu na stale spadające marże oraz obostrzenia ekologiczne. Eksperci wskazują na konieczność takich regulacji, które pozwolą utrzymać rentowność produkcji energii w długim okresie oraz sfinansować inwestycje.