Ty znowu o Bieszczadach? Opinia Krzysztofa Staszewskiego
Często słyszę to pytanie w czasie dyskusji o atrakcjach turystycznych województwa podkarpackiego. No bo ile można o nich mówić? Odpowiem od razu – non stop, nieustannie, codziennie. A dlaczego? Bo to najbardziej rozpoznawalny i kojarzony z Podkarpackiem region.
Krzysztof Staszewski. Fot. WH
Hasło Bieszczady otwiera turystyczne serca i zachęca do przyjazdu. O Bieszczadach można i trzeba mówić pozytywne, ale także pokazywać dziury i mielizny jej oferty turystycznej. Trzeba także pokazywać ludzi, którzy próbują to zmienić. Opisywać ich sukcesy w tych działaniach, a że są to niepokorne dusze, idące czasami na przekór innym własnym torem, to każdy kto tylko interesuje się turystyką w Bieszczadach, o tym wie. Bo kto nie zna Janusza Demkowicza z Orelca, Daniela Wojtasa z Polańczyka czy księdza dyrektora Bogdana Janika z Myczkowiec. A że wzbudzają emocje o różnym zabarwieniu, to jeszcze lepiej, potrafią się wyróżnić i co ważne konsekwentnie robić swoje. To właśnie dzięki takim ludziom Bieszczady zmieniają się na plus. Złośliwie dodam, że trochę wbrew instytucjom samorządowym różnego szczebla, których zadaniem powinna być, a nie jest, ta właśnie rola.
W rozwoju podkarpackiej turystyki szczególną wagę trzeba przykładać do obserwacji trendów… światowych, także w tym celu, aby móc dostosować się do nich. Zacząć przygotowywać ofertę, która swoje „pięć minut” będzie miała za 2-3 lata. Teraz na tapecie jest ekoturystyka. I nie będę się przejmował sugestią, że najpierw trzeba polikwidować zrzuty „na ostro” nieczystości do Soliny, a dopiero później mówić o ekologicznym podejściu do turystyki. To wszystko trzeba robić równolegle, ścigać tych, którzy śmiecą, a zarazem tworzyć w całym województwie pajęczą sieć nastawionych ekologicznie podmiotów: gospodarstw agroturystycznych, stadnin, winnic, obiektów gastronomicznych itp. Teraz namawiać ich do finansowania działań, które za kilka lat przyniosą oczekiwane rezultaty. Bez tego nie damy rady – podkarpacka turystyka ma szansę na wyróżnienie się z tysięcy ofert właśnie takim, a nie innym eko podejściem.
Nie pasuje ekoturystyka to podpowiadam inne pomysły: enoturystyka, pola golfowe, rewitalizacja kolejek wąskotorowych (tym bardziej, że bieszczadzka okazała się już sukcesem jakościowym, ilościowym i finansowym), turystyka myśliwska i kulinarna. Każde z tych zagadnień to oddzielny temat. Może ktoś zadać pytanie – ale to wszystko kosztuje? Tak, ale przed nami kolejny okres finansowania różnych działań inwestycyjnych ze środków unijnych. Już trzeba mieć pomysł, kosztorys, aby napisać projekt i mieć szansę na jego – częściowe – sfinansowanie.
Budowa winnicy kosztuje, pola golfowego też. Bez pieniędzy mechanizm turystyki podkarpackiej łatwo działać nie będzie. Stowarzyszenie „Pro Carpathia” ma „na sumieniu” szereg udanych i zrealizowanych pomysłów na turystykę w Podkarpackiem. Stworzyliśmy Szlak Kulinarny Podkarpackie Smaki, po kilku latach od wytyczenia zrewitalizowaliśmy nasz odcinek Szlaku Pielgrzymkowego Via Regia czyli Drogi św. Jakuba od Medyki po Pilzno. Wspomagamy także przedsiębiorców zrzeszając ich w Karpackim Klastrze Turystycznym, w sumie jest ich już ponad 70., a to poważna grupa nacisku i wyrażania opinii.
12 lat działań nauczyło nas, że tylko wspólnie możemy odnieść sukces i stworzyć z województwa podkarpackiego wyróżniającą się destynację turystyczną. Pożądany kierunek do odwiedzania przez turystów nie tylko krajowych, czy europejskich, ale także o randze światowej. Nierealne, ktoś powie? – Dajcie mi punkt podparcia, a poruszę Ziemię – miał powiedzieć Archimedes. Najłatwiej byłoby powiedzieć: Dajcie mi kilka milionów, a zrobię z Podkarpackiego turystyczną kurę znoszącą złote jajka. Do wiadomości niedowiarkom – szukamy już tych kilku milionów.
Krzysztof Staszewski, działacz społeczny i gospodarczy, prezes Stowarzyszenia „Pro Carpathia”